„Serce Polaka zawsze wraca do Polski, choćby szło naokoło świata.”
– Melchior Wańkowicz
Grzegorz Turski pisze ten list z ławki na Górnej Równi Krupowej w Zakopanem. Przed nim rozciąga się widok na Giewont, obok szkoła syna, jeszcze chwilę i znów przesiadka – tym razem do Ryczówka, rodzinnej wsi między Pustynią Błędowską a zamkiem w Ogrodzieńcu. Patrząc na ten krajobraz, trudno się domyślić, że jego głos – redaktorski, polonijny, ciepły i zaangażowany – dociera aż na antypody.
Tam, po drugiej stronie globu, jego teksty towarzyszą codzienności australijskiej Polonii: przy porannej kawie w Sydney, w polskim klubie w Melbourne, w ekranach telefonów i komputerów rozsianych między Perth a Brisbane. Bo Grzegorz Turski nie tylko pisze – on przypomina, że Polska nie kończy się na granicach.
Pisze tak, jakby znał każdego swojego czytelnika. Jakby był blisko – chociaż dzieli go czas, przestrzeń i język dnia codziennego.

Grzegorzu, dlaczego ta ławka z widokiem na Giewont a nie jakaś w cieniu palm nad zatoką w Sydney? Duch postępu? Tryb home office? Czy może po prostu... serce zadecydowało?
Australia naprawdę mnie zachwyciła, do dziś uważam ją za swój drugi dom. Ale z każdym kolejnym miesiącem spędzonym z dala od Polski narastała tęsknota. Tęsknota za naszym "piekiełkiem", którego przecież przed wyjazdem miałem już serdecznie dość. Za rodziną, przyjaciółmi, znajomymi kątami, za dźwiękami języka, który choć czasem kłopotliwy, to jednak mój.
Miałem okazję zostać na stałe w Australii, ale nigdy się na to nie zdecydowałem. Zwyciężyła Polska z jej urokami, ale i z całą swoją codziennością. Dlatego dziś ta ławka pod Giewontem wydaje się idealna.
To właśnie z niej, nie z biura z widokiem na Zatokę, ale z tego konkretnego miejsca, przy sprzyjającym zakopiańskim Wi-Fi i kubku herbaty z termosu, wysyłam moje listy do Polonii.
Jak zaczęła się Twoja współpraca „Expressem Australijskim”?
Wszystko zaczęło się pod koniec lat 90., od współpracy z „Tygodnikiem Polskim” (Polish Weekly). W 2000 roku – tuż przed Igrzyskami Olimpijskimi w Sydney – zostałem zaproszony przez redaktora naczelnego „Tygodnika” dr. Zdzisława Andrzeja Derwińskiego na staż do Australii. I… wsiąkłem. 😊
Pracowałem tam nie tylko przy „Tygodniku”, ale również jako redaktor „Gazety Olimpijskiej” – wydawanej dla Polonii i polskiej kadry olimpijskiej. Po powrocie do Polski kontynuowałem współpracę z australijskimi redakcjami – w tym z kierowanym przez red. Marka Weissa magazynem „Express. The Australian-Polish Magazine” (wcześniej funkcjonującym jako gazeta drukowana pod nazwą „Express Wieczorny”). Od 2016 roku pełnię w „Expressie” funkcję zastępcy redaktora naczelnego.
Jakie masz obowiązki w redakcji?
Jestem redaktorem prowadzącym – odpowiadam za redagowanie tekstów, koordynację pracy zespołu, nadzór nad publikacjami i kontakt z autorami. Dbam o to, by nasze materiały były nie tylko poprawne językowo (w miarę! 😊), ale przede wszystkim ciekawe i angażujące. Często sam również piszę – zwłaszcza wtedy, gdy temat poruszy mnie osobiście.
Masz jakieś szczególne ulubione własne teksty?
Coś by się znalazło. 😊
Z tych nowszych na pewno tekst zatytułowany „Światło w ciemności. Historia Svitlany Romanenko” – opowiadający o pochodzącej z Ukrainy dziewczynie, która układa sobie życie na nowo w Polsce. Ujęła mnie też opowieść o członkach naszego stowarzyszenia, którą próbowałem oddać w tekście „Miłość zrodzona na Forum Mediów Polonijnych: Historia Irka i Sabiny Lemansów – Głos Polonii z Winnipegu”. Nie mogę też nie wspomnieć o „Od Polski przez USA do Australii – Aleksandra Shelton i jej szermiercza misja”, czyli historii byłej szablistki, dziś trenerki kadry Australii.

Jakie widzisz wyzwania w środowisku emigracyjnym?
Polonia to społeczność niezwykle różnorodna – zarówno pod względem wieku, doświadczeń życiowych, oczekiwań, jak i języka. Wśród naszych czytelników są i ci, którzy wyjechali z Polski jeszcze w latach 80., i tacy, którzy trafili do Australii całkiem niedawno. Największym wyzwaniem jest więc tworzenie treści, które będą ciekawe i dostępne dla każdego – od seniora po nastolatka.

Właśnie jak dotrzeć do młodszych odbiorców?
To jedno z naszych najważniejszych zadań. Młodsze pokolenia żyją w świecie memów, TikToka i szybkiego przekazu – to rzeczywistość, której nie da się ignorować. Staramy się dostosować, ale nie chcemy przy tym rezygnować z głębi. Liczymy na to, że młodzi odnajdą w naszych tekstach coś więcej niż tylko informację – znajdą także sens i tożsamość.
Co zatem wyróżnia Express?
Jesteśmy medium nowoczesnym i tradycyjnym zarazem. Publikujemy treści online, ale dbamy o jakość dziennikarską w klasycznym rozumieniu – rzetelność, sprawdzone źródła, interesujących rozmówców. Tym, co naprawdę nas wyróżnia, jest osobista więź z czytelnikami – wielu z nich zna nas osobiście, a redakcja staje się dla nich nie tylko „gazetą”, lecz także swoistym pomostem z Ojczyzną.
Czy miałeś kiedyś sytuację dziennikarską, która czegoś nauczyła?
Zacznę od wniosku: zawsze sprawdzaj i potwierdzaj – i to kilkakrotnie – publikowane informacje. 😊 Sytuacja miała miejsce, gdy pracowałem w Starostwie Powiatowym w Olkuszu, w redakcji „Ziemi Olkuskiej”. Było to za czasów śp. starosty Leszka Konarskiego. Poprosił mnie wówczas, by przygotować notatkę z jego spotkania z burmistrzem Miasta i Gminy Olkusz, Dariuszem Rzepką. Spotkanie miało się dopiero odbyć. Dostałem materiały, przygotowałem tekst i wrzuciłem go na stronę o zaplanowanej godzinie. Nie sprawdziłem jednak, czy spotkanie faktycznie się odbyło – a panowie... przesunęli je o jeden dzień. 😊 W efekcie mój tekst opisywał wydarzenie, które jeszcze się nie wydarzyło.

Rady dla przyszłych dziennikarzy polonijnych?
Przede wszystkim: bądźcie sobą. Bądźcie autentyczni, wrażliwi, ale też dokładni i rzetelni. Słuchajcie ludzi, nie oceniajcie – pytajcie. Dziennikarstwo polonijne to nie miejsce na wyścig z newsami. To przestrzeń do budowania relacji, zrozumienia i wspólnoty.
Twoje dziennikarskie „koniki”?
Moją pasją są tematy związane z ciekawymi postaciami, wydarzeniami, kulturą – zwłaszcza muzyką – oraz podróżami. Poza prowadzeniem „Expressu” zajmuję się również własnym projektem: Portalem Turystyczno-Kulturalnym „Sześć Stron Świata” (6sides.pl). Publikuję tam materiały poświęcone szeroko rozumianej turystyce i kulturze – zarówno z Polski, jak i z różnych stron świata.
Szczególne miejsce zajmują tu mniejsze, często rodzinne, lokalne inicjatywy związane z turystyką i kulturą, zwłaszcza te prowadzone za granicą przez Polaków.
Coś na koniec?
Cieszę się, że mogę być częścią tej społeczności – polonijnej i medialnej.
Mimo dzielących nas kilometrów, łączy nas wspólny język, wspomnienia, historia i marzenia.
Bo choć żyjemy w różnych miejscach, sercem jesteśmy często w tym samym punkcie na mapie – w Polsce.
A ja to nawet bardziej niż częściej. 😊

Gdy czytam teksty Grzegorza, myślę o liście. Takim prawdziwym, pisanym ręką, z przemyślaną kropką, z pauzą między zdaniami. Grzegorz pisze właśnie takie listy – choć elektroniczne, niosą w sobie ciepło, uważność i potrzebę bycia w kontakcie. Te listy mają do pokonania długą drogę – wędrują z Polski na drugi koniec świata, nierzadko z zakopiańskiej ławki aż na antypody.
Ale, jak mawiał Wańkowicz: „Serce Polaka zawsze wraca do Polski, choćby szło naokoło świata.”
I może właśnie dlatego, mimo dzielących nas kilometrów, jego słowa trafiają zawsze dokładnie tam, gdzie trzeba.
Bo nie chodzi tylko o to, co się pisze, ale jak się pisze i dla kogo. A Grzegorz wie, że najważniejsze słowa zawsze docierają tam, gdzie powinny. Do polskiego adresata...

Drodzy Czytelnicy 👋
Dziękujemy za lekturę i wspólną podróż przez świat mediów polonijnych. W kolejnych tygodniach zaprezentujemy sylwetki kolejnych redaktorów – ludzi, którzy budują mosty między Polską a Polonią na całym świecie.
Pozostańcie z nami i niech każdy z tych wywiadów będzie okazją do refleksji, inspiracji i lepszego zrozumienia misji, jaka przyświeca mediom polonijnym.
Agnieszka Smydra – redaktor ŚSMP
Napisz komentarz
Komentarze